Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/42

Ta strona została przepisana.
—   34   —

Nazwa poety nie popłaca na Rivierze, to też nosić ją wypada oględnie. Jerzy lubił wiązaną mowę, posiadał w niej pewną biegłość, czuł nawet często potrzebę śpiewnego wyrażania swych myśli. Było to jego wdziękiem, zwłaszcza wobec kobiet, więc pozbywać się go nie chciał. Zachował zatem oba tytuły: hrabiego i poety.
Przyzwyczaił się poetyzować swoje wzruszenia i zapały i uspokajał się, gdy je oblekł w rymowaną formę. Tym samym sposobem rozwiązywał czasem zawiłe kolizye obowiązków z upodobaniami: przerabiał je na wiersze, i wtedy w poezyi jego przeważał pierwiastek dramatyczny.
Obecnie przeszedł także przez dramat. Poczta przynosiła do Nizzy płaczliwe listy panny Karoliny Kulig, trzyletniej już towarzyszki, którą Jerzy opuścił, czując pragnienia, porywy, konieczności fatalne, jednem słowem to, co się mówi kobiecie, gdy się jej ma dosyć. Żale Karoliny budziły w Jerzym litość, cóż kiedy studya jego nad pięknem poszły dalej, wyżej, a przedewszystkiem gdzieindziej.
Nie skończył jeszcze ubierać się, gdy otrzymał list z miasta, nie z poczty, adresowany znajomem kobiecem pismem dobrego kroju. Hrabina de Sertonville dawała mu znać o projektach swych na cały dzień, o zajęciach łatwych do podzielenia we dwoje, z których rozkosz wyniknąć mogła w każdej chwili. Oprócz tej strony informacyjnej list był emalią ze słodkich wspomnień