Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/427

Ta strona została przepisana.
—   419   —

na ojca, starając się wytrzymać jego wzrok zapalony.
— Wzywa mnie ojciec do rozmowy zupełnie szczerej ze względu na ważność chwili. Jestem zupełnie szczery. Rozumiem, dlaczego ojciec potępiał mój sposób życia, choć nie wiem, czy znał go dokładnie. Rozumiem, że chce mnie zmusić do trybu, który sam wypróbował i uznał za dobry. Ale dlaczego ojciec oparł się stanowczo moim zamiarom małżeńskim, zamiarom uczciwym, chrześcijańskim, naturalnym?...
— Poczekaj. Nie unoś się retoryką. Wiesz dobrze, dlaczegom się oparł.
— Może źle zgaduję?
— Dobrze zgadujesz. Ten projekt stoi mniej w sprzeczności z zasadami, niż z interem rodziny. Ale interes rodziny to nie interes kupiecki; może być raczej porównany do raison d’état. W tym przypadku jest tak ważny, że wkracza w sferę względów moralnych.
— Ha! może ojciec ma słuszność... Ale obowiązki moralne moje względem pani Oleskiej?
— Nie prowadzi się do ołtarza osoby, z którą, się miało romans.
— Ależ, ojcze! tego nie było!
— Klamiesz, mój kochany. Znam cię dobrze i znam się na tem.
— Jednak jakże ojciec może taki zarzut czynić jej i mnie?!
— Było tak, lub równoznacznie. Mam o tem