Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/428

Ta strona została przepisana.
—   420   —

lepsze wiadomości, niż się spodziewasz. Powinieneś zaprzeczać i zaprzeczaj. Ale rozmowa nasza dzisiejsza jest wyjątkowa i, daj Boże, ostatnia o tem. Dzisiaj mówimy sobie całą prawdę.
Jerzy patrzał przez chwilę na ojca rozszerzonemi oczyma: «Jednak to człowiek imponujący...» Potem twarz zanurzył w dłonie i usiadł gwałtownie na krześle.
Nastała chwila ciszy, w której milczenia ojca i syna rozmawiały z sobą, co jest, według Maeterlinck’a, najskuteczniejszym sposobem porozumienia się dwóch dusz. Wprawdzie te dwie dusze powiedziały już sobie uprzednio dużo słowami.
Jerzy rozmyślał nad tem, że ojciec ma jednak bardzo wyrobione pojęcia o życiu i o pożytku rodziny; poczuł wyraźnie swój udział w tym pożytku, do którego rady ojca były najkrótszą drogą — może i najlepszą?... Pan Maciej zaś zrozumiał z milczenia syna, że syn jest już nawrócony, że mu tylko ułatwić trzeba dramatyczną chwilę powrotu na łono rodziny. Odezwał się miększym głosem:
— Przyczyniłeś nam dużo boleści.
I urwał. Wtem Jerzy powstał, natchniony:
— Ojcze! Boleść, której byłem przyczyną, goniła za mną wszędzie. Odpychałem od siebie ten wyrzut sumienia, bom zapragnął żyć nowymi pomysłami, stworzyć sobie swój świat i swoje drogi. Ale zawsze słyszałem głos twój, ojcze,