zakwitł na nowo w atmosferze tego radosnego poranka. Niósł w ręku przywieziony przez Jerzego ryngraf. Oddał najprzód każdemu należne powitanie ze zdwojonym wdziękiem; Tadeusza przytrzymał za ramiona w fotelu słomianym z płaskiemi poduszeczkami, «fotelu papy», który stryj bez namysłu zajął. (Pan Maciej miał w całym domu swe uświęcone nietykalne miejsca.)
— Siedź, proszę cię, Tadeuszku; wszystkie miejsca są tu dla ciebie, w domu i w sercach.
Okazał potem towarzystwu podarek Jerzego, chwaląc przedmiot i zamiar, oceniając rzadkość wypadku, że nasz uświęcony zabytek znalazł się na sprzedaż w krajach tak dalekich.
— Ja tam raz znalazłem u antykwaryusza swoją własną miniaturę, ofiarowaną uprzednio... przyjacielowi. Była wprawdzie oprawna w złote pudełko — oświadczył stryj Tadeusz.
Pan Maciej przechylił głowę na bok i rzekł delikatnie:
— To nie to samo...
— To co innego, stryju!
— Nie, stryju, to nie to samo...
— Jak wam się podoba, moi drodzy... Wyborną dajecie tu kawę.
Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/433
Ta strona została przepisana.
— 425 —