Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/442

Ta strona została przepisana.
—   434   —

wszystkim na teraz pragnieniom Jerzego. Różne i sprzeczne dotychczas aspiracye rozmaitych Dubieńskich kojarzyły się w jednym płomieniu. Wynikała stąd wzniosła synteza, cudowny akord.
— Żenić się mógłbym z jedną tylko osobą, stryju. Żałuję, żem jej nie spotkał wcześniej, przed opłakanemi zboczeniami ostatnich czasów. Dla tej jednej mógłbym poświęcić nietylko wszystkie przyzwyczajenia i wspomnienia, lecz i cale życie.
— Wiesz, Jerzy, — rzekł Tadeusz z błyskiem w oczach tak głębokim, że aż stawał się ponurym — wiesz, że w bardzo ważnych chwilach życia trzeba być zupełnie uczciwym. Mówisz więc teraz bezwarunkową prawdę — co?
— Stanowczo tak.
— No, to żeń się z Estellą,.. Bez rozrzewnienia!... Nie lubię tego waszego sposobu całowania po rękach... O tak! uściskajmy się i dosyć. Mam ci jeszcze trochę do powiedzenia.
Umilkł na chwilę i opanował mimowolne wzruszenie. Odezwał się potem, siadając na ławce i pociągając za sobą Jerzego:
— Nie wymyśliliśmy nic nowego, bo wiesz zapewne, że projekt istnieje od wczesnej wiosny. Prosił o to Maciej w swych listach; ja już dawniej o tem myślałem. Układ taki jest wskazany przez wszystkie nasze wspólne interesy.