Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/47

Ta strona została przepisana.
—   39   —

śniadanie do Nizzy i tak jesteśmy oboje zacofani, że nie umiemy trafić do London-House.
— Miło mi będzie służyć za przewodnika. Niestety, mam śniadanie proszone u Granowskich, więc doprowadzę tylko do drzwi restauracyi. Dumny byłbym pokazać się przy stole obok pani, której tu jeszcze nie znają, a która zapewne wywoła należyte osłupienie...
Ani te słowa, ani poddańczy wzrok Jerzego nie znalazły łaski w oczach pani Oleskiej. Odpowiedział za nią Fabiusz:
— Jeżeli w London-House bardzo tłumnie, chodźmy lepiej do jednej z tych nadmorskich budek. I tu się dobrze jada.
— Owszem, mój kochany — odrzekła zaraz pani Anna posłusznie i zwróciła się do Jerzego:
— Panna Granowska Ładna?
— O, bardzo ładna.
— Tylko tyle?
— Więcej nie wchodzi w zakres mych obserwacyi.
— A na śniadaniu będą inne panie?
— Może być... — odrzekł Jerzy z zanadto wielkim giestem.
Fabiusz patrzał głębokiemi oczyma na Jerzego, przygryzając krótką, ciemną brodę i nerwowo potakując głową, jakby chciał przyspieszyć cudzą wymowę. Sam zaś mówił nadzwyczaj płynnie i dobitnie.