Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/59

Ta strona została przepisana.
—   51   —

czono Zakopiańskiego, który, mimo sławy wielkiego poety był après tout un jeune homme sans conséquence.
Przed samem pójściem do stołu, Jerzy zauważył krótką uboczną rozmowę d’Anjorranta z Fernandą, spostrzegł wyraz żartobliwy margrabiego i dosłyszał taki urywek rozmowy:
— Uosabiam los pani na dzisiaj.
— Sprawy bez jutra nie są zajmujące; ale mogą być zabawne... Chodźmy — rzekła do Jerzego, przewijając swe ramię krągłe i płowe przez jego łokieć, ruchem tak kocim, że Jerzy się wzdrygnął.
W sali jadalnej został odłączony od swej damy z powodu innych jeszcze hierarchicznych kombinacyi; Fernanda usiadła między d’Anjorrant’em a Krysią, Jerzy zaś znalazł się między lady Cosway a Słuszką.
Musiał się zająć bawieniem lady Cosway, która zrazu wydała mu się wcale niechętną do rozmowy. Była to pokaźna blondynka, podobna do siostry swej margrabiny, z nikłymi rysami i silną szczęką, świeża, różowa, bardzo normalna. Jadła w milczeniu i piła wodę mineralną, zaprawioną kilku kroplami wódki. Dopiero gdy Jerzy zatoczył parę kręgów około jej wyobraźni, zapytała:
— Czem się pan zajmuje?
— Chciałbym pisać... i piszę trochę.
— Prozą, czy wierszem?
— Wolę wierszem.