Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/82

Ta strona została przepisana.
—   74   —

proszę mi nie przerywać! Pan Rubenson, przyjaciel nas wszystkich, daje dzisiaj obiad dla margrabiów d’Anjorrant w oszklonej galeryi tegoż hotelu Paryskiego, w którym pani zamieszkała, i zapytuje najuprzejmiej, czy księstwo Kobryńscy nie zgodziliby się przyjąć zaproszenia na ten obiad? Rubenson skłonił się i powtórzył zaproszenie, godząc w księżnę wzrokiem, na który tylko zdobyćby się mógł wyżeł, gdyby miał nos niepomiernie rzymski.
— Ależ... państwo zbyt są uprzejmi... ledwo wysiedliśmy z wagonu... nikogo nie znamy.
Słuszka przybrał znowu ton komicznego nakazu:
— Skoro śmiem do państwa się wstawić, trzeba mieć przekonanie, że propozycya jest możliwa i, co więcej, ponętna. Nie można lepiej rozpocząć tutaj sezonu, niż na obiedzie pana Rubensona, w galeryi hotelu Paryskiego.
Wtrącił Rubenson:
— Nie jemy dzisiaj u Noël’a i Pattarda, bo całe towarzystwo przyjechało z Nizzy po śniadaniu i jest w strojach porannych; nikt się nie przebiera. Zwykle jadamy u Noël’a i Pattar’da.
— Ja tu przyjechałam dla zdrowia, bez tualet — broniła się zakłopotana księżna.
— Właśnie dlatego prosimy księżnę o pozostanie w tej ślicznej sukni. Właśnie dlatego tak to urządzamy — dodał Rubenson zadowolony z pomysłu, choć było widoczne, że nie dla Ko-