Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/98

Ta strona została przepisana.
—   90   —

— Pani hrabino! Nie jestem zgrabny, ale gotów na wszelkie rozkazy.
— Niech się pan zatem napije limonady i będzie gotów przy »czerwonej bramie«, o jedenastej, na zgrabne wskoczenie do mojego powozu. Trzeba być zgrabnym — inaczej... pojadę sama.
Kobryński skłonił się już tylko. Przez resztę dnia chodził jak pijany, pożyczył pieniędzy zgranemu rodakowi, którego dotychczas starannie unikał, wymyślił konieczność jechania do Nizzy na partyę klubową, która potrwać może aż do rana, a o pół do jedenastej tak serdecznie uściskał żonę, jakby jej miał do zawdzięczenia tę podróż nocną, z Fernandą.
Puszczał się jednak na niepewne szlaki.