Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/126

Ta strona została przepisana.
—   118   —

dzie lepszem ubraniem, lepszą bronią, delikatniejszym typem, ale byli tylko, chociaż n a jmłodsi na wozie, niejako pierwsi pośród równych. Zresztą najściślejsze pokrewieństwo instynktów i pragnień łączyło tę ochoczą czeredę, sunącą, jak pocisk zbiorowy, do jednego celu.
— Macie wszyscy trąbki? — zapytał Beno, oglądając kolejno strzelców.
Trąbkę, oprócz książąt, miał tylko leśnik Matyszkiewicz (właściwie Matieszunas). Tu Jurko Lejtan wygłosił jedną ze swych maksym łowieckich:
— Zwierz trąbki się boi, panieńku ty mój. Póki psy ruszą, tylko głosem ich nawołuj; a jak pójdzie gon, to i dech zaprzyj. Trąbka tylko do odwołania psów, albo kiedy już samym zwołać się.
Odezwał się Sidorkiewicz, leśnik, chłop setny o szerokiej piersi:
— A cóż, panie Jerzy, głosu wam jeszcze starczy?
Sidorkiewicz mówił napół z uszanowaniem, napół ironicznie do starego, który wyglądał na chyrlaka.
Jurko odjął fajkę od ust, splunął cienko i, nadym ając podgardle, jak indyk, wrzasnął:
— Hola tola tola, hola tola tola tiuuu!
Aż w mózgach zaświdrowało towarzystwu, aż echo powróciło od dalekiego lasu. Psiar-