Ponieważ pani Krystyna oświadczyła, że znowu chce pozostać obok pana Rokszyckiego, Miś Zasławski, kierujący rozstawianiem myśliwych, wyznaczył Kazimierzowi takie nowe stanowisko, na które lis przyjśćby chyba mógł dla podziwiania krajobrazu. Była to polana nad małem jeziorkiem, zatrzymanem przez wybryk przyrody na wysokiem wzgórzu pośród lasu. Ciemne było, jak smoła, ku brzegom nieco tylko zieleniejące od naturalnych wałów z darni, które cembrowały to oko leśne, głębokie — powiadano — jak piekło. Musiało mieć podziemne dopływy, gdyż nie schło nigdy, ale przesączało się strumykiem w spadzisty wąwóz, nad którym stała chata leśnika, Sidorkiewicza. Stąd też jeziorko nazywano »pod Sidorkiewiczem«.
Zostawiając Kazimierza i Krystynę na polance przy tem jeziorku, Miś Zasławski dawał instrukcyę:
— Pilnuj, Kaziu, lisa, jak przyjdzie tu się