Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/145

Ta strona została przepisana.
—   137   —

kąpać. Jeżeli pośpiejesz, pal na brzegu, a nie — to wpław.
— Dobrze, dobrze — odpowiedział Rokszycki machinalnie, zapominając zupełnie o swej godności strzeleckiej.
— A Krysia może tymczasem upatrywać po gałęziach. Czasem się zdarza, że i po drzewie lis przyjdzie.
Jeszcze nie skończył, gdy dostał pocisk szyszką, którą cisnęła w niego Krystyna. Ale zgrabny urwisz szyszkę chwycił w rękę, jak piłkę, i, poskoczywszy ku Krystynie:
— Proszę jaśnie pani — rzekł, przedrwiwając — pani zgubiła? A przydać się może na lisa.
— Idź już sobie!
— Tak ci pilno? Zaraz. Muszę powiedzieć seryo. Nie śmiej się ty, Kaziu, z tego stanowiska. Lis może przejść i tutaj — o tam w wąwóz. Jurko mówi, że książę Mikołaj zabił tu mało trzydzieści lisów. Tylko to było w roku, kiedy co człowiek zełgał, to się na złość sprawdzało.
Ukłoniwszy się ironicznie, oddalił się, biegnąc w przesadnych susach, oglądając się za siebie, jak chochlik. Właściwie nierad był z Kazimierza, że niedość poważnie traktuje polowanie, a z Krystyny, że ciągle trzyma się z Kazimierzem.