Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/156

Ta strona została przepisana.
—   148   —

samym dachem, za paru ścianami mieszka taka...
Nie dopowiedział, bojąc się stracić miarę wyrażeń.
Krystyna podała mu wprawdzie obie ręce, ale sztywne, mierzące silnie oddalenie, i odpowiedziała spokojnie:
— Niema nic nadzwyczajnego w tem, co powiedziałam.
— Jednak — odrzekł Kazimierz, puszczając jej ręce i powracając na swe miejsce — nikt do mnie tutaj tak nie mówił. Przytem wyraża się pani ślicznie po polsku, z odmianą intonacyi, ale jak Akademia Krakowska.
— Także prosty obowiązek i przyzwyczajenie, wyniesione z Taborowa. Mój ojciec doskonale się wyrażał, a nauczyciel mój, ksiądz Antoni, mówi jak Skarga. Gdzie mi do nich! Szkoda, że pan nie może poznać księdza Antoniego Wyrwicza.
— A cóż się z nim stało?
— Zdziczał bardzo. Już nigdy tu nie przyjeżdża, bo mówi, że mu nie służy... powietrze w Rarogach.
— Pojmuję, że i pani w niem duszno. Trzeba na to znaleźć radę.
Zadumali się oboje, tymczasem nie nad radą, tylko nad sobą wzajemnie. Kazimierz