Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/187

Ta strona została przepisana.
—   179   —

obfitością tej ziemi, jakoby jeszcze dziewiczej pod względem korzystania z bogactw jej. Masz pan dobrą specyalność, panie Rokszycki: rolnictwo, przemysł rolny, choćby i ten len, rzec można, niedocenioną jeszcze trawę.
Kazimierz nie mógł zaprzeczyć, a zarazem nie mógł wyznać, że mu len chwilowo zobojętniał, jak śnieg przeszłoroczny, że go zajmuje teraz gorączkowo wrzos, rosnący na polance leśnej »pod Sidorkiewiczem«.
— Tak, tak — odpowiedział dość niemrawo — są tu bogactwa.
— Są. Najlepiej skierowany patryotyzm — to podnieść do wydajności idealnej ten kąt ziem i, który Bóg dał, zbogacić siebie i kraj i zarazić pracowitością okolicę, w której urodziłeś się. Praca tu, pod ręką, w warunkach, jakie są, a nie jakieby być mogły, wydaje się lekkomyślnym ludziom zadaniem dla wołu, a to jest właśnie praca dla człowieka i patryoty.
Kazimierz się ożywił:
— Nie mogę być innego zdania co do pracy nad rolą, skoro ten zawód sobie obrałem. Co zaś do patryotyzmu, który i tę pracę powinien ożywiać, mam go jednak za uczucie, obejm ujące szersze widnokręgi.
— Żeby obejmować widnokręgi, trzeba wejść na wysokie góry — rozpoczął Chmara