przed sobą zadania wszechświatowe, w rodzaju wizyi Towiańskiego, zamiast czynić, co do nas należy. Pan to zrozumiał i zabrał się do pracy realnej u siebie.
— Że jestem na pierwszym szczeblu — odpowiedział Kazimierz — to mi nie przeszkadza za pracę realną uważać inną, wyższą: pracę nad ustaleniem kierunku naszych dążeń; nie wizyonerstwo, ale zdanie sobie dokładne sprawy, gdzie jesteśmy i dokąd iść mamy.
— Zgadzam się z panem. To właśnie, ale bez wizyonerstwa. Polacy naprzykład na Litwie są w znacznej mniejszości i powinni o tem pamiętać. Stanowią element napływowy, jak rodowici Rosyanie, albo Żydzi. Ale Polacy mają zwyczaj apostołowania w tym kraju w imię swojej idei. Jest to równie dla nich, jak dla tutejszego kraju, niepraktyczne. I to nazywam wizyonerstwem.
Kazimierz zaczął wpadać w gorączkę.
— Cóż pan tedy chce, aby Polacy tu robili? Nie mogą chyba asymilować się z innemi narodowościami, czyli ulegać dobrowolnie kulturom niższym, lub mniej uprawnionym?
— Otóż to! — rzekł Chmara z wyrazem pożałowania w gorzkniejącej twarzy — powstaje zaraz spór o wyższość, o uprawnienie
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/189
Ta strona została przepisana.
— 181 —