Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/218

Ta strona została przepisana.
—   210   —

wiedzenia. On się składa z samych drobiazgów. Tylko, że gada jak warszawska gazeta, imponuje naszej poczciwej prowincyi. Nie panu Eustachemu naprzykład, ale takim Budziszom i innym.
— Wie księżna, że ja takiej gazety dotąd nie czytałam. Ale co mi księżna miała o nim opowiedzieć?
— Mówię ci, że drobiazgi...
— Ale naprzykład?
— No, naprzykład: nosi białe skarpetki. Pour moi cela classe un homme.
— Ach! tyle tylko?... I wcale tego nie zauważyłam...
— To byłaś szczęśliwsza ode mnie: trafiłaś na lepszy dzień. Widzę, że, gdy się do ciebie umizga, lepiej się ubiera. Możesz być z tego dumna, Krysiu.
Zaśmiała się nieszczerze, ironicznie. Czarne oczy Krystyny poważniały tymczasem okrutnie.
— Pan Kazimierz Rokszycki nie umizgał się do mnie wcale. Mówiliśmy z sobą długo i bardzo poważnie.
— Ej, Krysiu, przyznaj się! Gadał ci jakieś madrygały? Bo przecie mówią, że w Wiszunach zaręczył się prawie z Budziszówną, i tu pani Wiliaszew przyniosła mi swoją porcyę jego westchnień jeszcze gorącą, i ja sama