Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/224

Ta strona została przepisana.
—   216   —

jemnym szacunku i zapewnieniach wzajemnej użyteczności, zakończyła rozmowę.
Po wyjeździe księżnej Katarzyny atmosfera w Rarogach powróciła do normy, która przypominała zakład leczniczy. Stojący w pięknym parku, w zdrowym kraju, pałac byłby wesoły, gdyby nie ciężka ferula naczelnego lekarza i właściciela, regulująca postępki dozorczyń i służby. Pani Krystyna nie znajdowała się tu ani w internacie, ani pod wyraźnym dozorem, odczuwała jednak na każdym kroku upartą wolę kierownika zakładu, niby natrętny regulamin hygieniczny.
Nazajutrz po wyjeździe Kazimierza napisała do niego list długi, serdeczny, wymagający niezwłocznej odpowiedzi; włożyła go sama do torby pocztowej, gdy już posłaniec odjeżdżał; przeprowadziła tego posłańca oczyma aż za bramę parku. — — — Upływał już tydzień bez odpowiedzi. Wtedy, podejrzywając swych opiekunów o haniebną kontrolę na stacyi, sprowadziła zaufanego swego leśnika Sidorkiewicza, wręczyła mu drugi list i depeszę terminową z poleceniem wysłania obu z innej stacyi kolejowej, o kilka mil odległej, i doczekania się odpowiedzi na depeszę. List, z konieczności ostrożniejszy i bardziej stropiony przez niepewności różnej natury, podawał adres na odpowiedź do Sidorkiewicza (poprzedni był do panny Zubowskiej), a tele-