się zbyt szeroko o techniku leśnym, który miał się zjawić w Rarogach z jego polecenia. Interesy materyalne zajmowały dużo miejsca. Jednak ton listu energiczny i wzmianka przy końcu o upragnionem i pewnem zobaczeniu nie zachwiały w Krystynie wiary w szczerość Kazimierza, zawiodły tylko nieco jej rozgrzaną wyobraźnię. Nie było słowa w liście, któreby można ucałować: przykroby trafić ustami na technika leśnego...
Wprawdzie Kazimierz odpowiadał na jej list drugi, o ile gorszy i zimniejszy od pierwszego! Ale może on sam jest technikiem, człowiekiem pracy i rachunku? To, co ludzie podli, sądząc po sobie, nazywają »spekulacyą«, może być jego zaletą i potrzebą... Jednak to za mało. On jest większy, on przecie tu był i mówił tak gorąco o rzeczach dobrych i drogich. Przyjedzie znowu, bo obiecał, i rozproszy te wątpliwości...
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/227
Ta strona została przepisana.
— 219 —