Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/231

Ta strona została przepisana.
—   223   —

w przeszłości, ani w przyszłości. Gniewa się tylko, że Litwa taka, jak dziś jest, nie wyrosła cała, jednolita ze swoich przedhistorycznych soków. Cóż na to poradzić? są takie oryginały.
— Ty ich nazywasz oryginałami, Kaziu? Ja mówię, że to są elementy rozkładowe.
— O innychbym to powiedział, ale nie o tym poczciwym Ciecierowiczu. To nie spekulant polityczny, ani podżegacz do nienawiści plemiennej, ani burzyciel pożytecznych i trwałych urządzeń. To jest taki sobie pan, który umyślił prząść nici z pokrzywy. Bo można i z pokrzywy. Oczywiście lepiej ze lnu, albo z konopi, ale, dodawszy pokrzywę, będzie więcej przędzy.
— Jak zaczną uprawiać pokrzywę, zabierze za dużo miejsca na ziemi, dobrodzieju mój.
— Tu ma wuj znowu słuszność. Trudno jednak komuś zabronić siać pokrzywę we własnym ogrodzie. Ciecierowicz próbuje, czy z niej nie dobędzie takiego włókna, że mu da przędzę zadowalającą.
— Te, te, te! wy wszyscy, Rokszyccy, macie jakiś pęd do filozofowania. I tak kwestyę obrócić, i tak jeszcze. A działacz wie z góry, dokąd idzie, spycha cudze kwestye z drogi i rusza do swojego celu. Tak, dobrodzieju mój!