Miasteczko Ponikszta obsiada parę wzgórz, stworzonych pod osadę ludzi spokojnych, a jednak ciekawych, którzy lubią ciszę w domu, lecz mogą też wyjrzeć ze wzniesienia na świat dalszy, gdzie błyszczą wody jeziora, czernią się wioski i przez kraj, leniwie a rozkosznie rozłożony w słońcu, przeciąga nikła linia prosta: to kolej żelazna, która przypomina, że świat otwarty, że można, kiedy wola wybrać się z Ponikszty do Kowna, Wilna, Warszawy, nawet do Rzymu.
Tutaj obrał sobie mieszkanie ksiądz Antoni Wyrwicz. Miał wybór między kilku murowanymi domami; reszta osady, budowana z drzewa, była kompanią chat i dworków, rozrzuconych bez planu, które jednak złaziły się zewsząd coraz gęściej ku wysokiemu placowi, gdzie stał biały, dwuwieżowy kościół dekanalny, a obok niego murowana plebania i »altarya«, miejsce schronienia dla księży bez