Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/286

Ta strona została przepisana.
—   278   —

parafii. Ksiądz Antoni, choć zaprzyjaźniony z dziekanem, nie chciał korzystać z gościnności »altaryi«, często rojnej i gwarnej podczas odpustów. Upatrzył sobie zaciszne, romantyczne mieszkanie.
Ponikszta do połowy 19-go wieku była siedliskiem zamożnej rodziny Stetkiewiczów, obecnie podupadłej. Kupiona z licytacyi przez sąsiedniego magnata, weszła w skład jego wielkich dóbr i przestała być rezydencyą właściciela. Pozostał jednak po Stetkiewiczach duży dwór i park z całem urządzeniem rozległej wiejskiej siedziby, ale to wszystko opustoszałe, zagłuszone, wyglądało, jak gród zaklęty, z którego ludzie uciekli, a las go obejmował coraz ściślej ramionami śmiertelnego uśpienia. Stały jeszcze mury poranione, co rok ciemniejące; próbowano kilkakrotnie wynajmować je, choćby na letnie mieszkania. Ale wieść, że we dworze »straszy pan marszałek«, ostatni Stetkiewicz, który umarł w Ponikszcie, odstręczała od wynajmu i skazywała na powolną zagładę. Przy okólniku poza ogrodem siedział ekonom, zarządzający folwarkiem, i ten już pod strachem Bożym, z powodu blizkości parku; w zabudowaniach pałacowych nie mieszkał nikt.
Ksiądz Antoni upatrzył sobie domek ogrodnika w parku, oddalony od pałacu, a zbliżony do publicznego traktu, i zaproponował