świat realny i kładzie mu w usta niechętne zapytanie: »po co już powracasz?« —
Pewnego ranka w połowie września Krystyna już ubrana — nauczyła się wstawać ze słońcem — wyjrzawszy przez okno, spostrzegła ze zdziwieniem, że zamiast jednego Lejtana przed domem stoi dwóch, drugi chudszy, z flintą przez plecy. Łatwo poznała w przybywającym Jurka, brata Piotrowego.
Żbik leśny porozumiewał się z kotem domowym mimiką pocieszną, gdyż słów Krystyna nie słyszała. Widocznie wypytywał ciekawie, celując chytrem spojrzeniem w twarz brata podobną, lecz bardziej odętą, ze spuszczonemi powiekami. Jurko pykał z fajki, a Piotr rękoma skrzyżowanemi na brzuchu wyrażał odporność. Jurko kiwał wielkim palcem wyłamanym ku domowi, jakby pytał, czy może wejść, albo: czy dasz wódki, braciszku? — a Piotr, odłączając palec wskazujący od rąk na brzuchu, odpowiadał przecząco: »nie puszczę«, albo »nie dam«.
Krystyna nie tak dobrze znała Jurka, jak Piotra, ale go lubiła, jako wspomnienie myśliwskie, zwłaszcza od ostatniego polowania na lisy. Jednak obecność starego wygi tutaj obudziła w niej przeczucie zbliżania się czegoś niepożądanego. Może wreszcie przybył tylko w odwiedziny do brata. Otworzyła okno.
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/312
Ta strona została przepisana.
— 304 —