Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/32

Ta strona została przepisana.
—   24   —

przedstawicieli naszego rodu. Brat Hieronim potężnie przedstawia gałąź litewską, co?
Kazimierz ukłonił się powtórnie z uprzejmym uśmiechem, a Hieronim rzekł żwawiej, niż dotąd:
— A toż panowie raczej jesteście osobliwościami na Litwie. My tu wszyscy jednakowi.
— Skoro tak, to górą Litwa! — zawołał pan Apolinary i ponownie uściskał krewnego.
— Czy zastałem jeszcze w Wilnie pana Fedkowicza, o którym mi wuj doniósł? — zapytał Kazimierz Apolinarego.
— Jest. Wczoraj jeszcze nakładł mi w uszy tyle lnu, żem ledwie nie ogłuchł.
— Zajmują go głównie przeróbki lnu, o ile zrozumiałem z depeszy?
— Len wogóle, dobrodzieju mój. Historya lnu, przyszłość lnu, uprawa, zastosowania...
— Więc i uprawa?
— Naturalnie. Tylko mi się zdaje, że on sam lnu nie produkuje. Czy ma posiadłość ziemską? Wiesz może, panie Hieronimie?
— Nie ma.
— To szkoda — rzekł Kazimierz — ja chciałbym także obejrzeć najlepsze pola lnu, zbiory, moczenie, mendlenie. Zajmuje mnie, oprócz wyrobów ze lnu, także sama roślina i włókno.