krzyło się rektyfikować, zwłaszcza, że mało miał czasu i nie chciał podkopywać powagi wuja. Poglądy teoretyczne na Litwę i Litwinów przebrzmiałyby zresztą w tej prowincyi koronnej, nie sprowadziwszy rewolucyi, ale gorsza była apoteoza Aldony Budziszówny, którą pan Apolinary przedstawiał, jako streszczającą w sobie wartość i wdzięk całej Litwy, i bez zastrzeżeń używał wszelkich swych wpływów w Ziembowie u pana Jana, w Warszawie u pani Janowej Rokszyckiej, aby dowodzić, że jedyną opatrznościową żoną dla ich syna Kazimierza jest Aldona, dziedziczka uroczych Wiszun. W każdym charakterze agitatorskim, więc też i jako swat, okazywał się pan Apolinary heroicznym. Kazimierz poprostu uciekał od wuja, a imię niewinnej Aldony stało się dla niego zmorą prześladowczą.
Jak piorun pośród tych zabiegów padła wiadomość w postaci listu pani Hieronimowej Budziszowej, zapraszającego kuzyna do Wiszun na zaręczyny Aldony ze Stanisławem Kmitą. Kazimierz był już na szczęście wyjechał do Warszawy, nie słyszał więc, co o nim mówił srodze zawiedziony w swej propagandzie, tyraniczny wuj.
Dla swoich własnych rojeń nie miał Kazimierz w ostatnich tygodniach żadnej zewnętrznej zachęty; musiał mu wystarczać palący w nim ogień młodości. Dziwił się jednak, że
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/326
Ta strona została przepisana.
— 318 —