od Krystyny otrzymał jeden tylko list w Warszawie, przyjazny, ale jakiś nieśmiały, niepodobny do Niej, rzekomo drugi po liście, pisanym do Wilna, który widocznie zaginął. List otrzymany przypominał głównie obietnicę przysłania technika leśnego.
Nie zapomniał bynajmniej o techniku. Udał się do swego szkolnego kolegi, Franciszka Marczaka. Ten przyjął proponowaną funkcyę, jednak uprzedził, że taksować las zwarty i gęsto podszyty można dopiero wtedy, gdy liść opadnie. Kazimierz pośpieszył donieść o tem Krystynie pod adresem Sidorkiewicza; i na ten list powinna była już dawno nadejść odpowiedź.
Nie słyszał nic o Krystynie, nie rozmawiał o niej z nikim, nawet z Apolinarym, który unikał jej imienia, zapewne celowo, tokując natomiast bezustanku o Aldonie. Ale goniła za nim postać Krystyny w czarnym stroju, postać z chwili pożegnania. Miał przeczucie, że ona czeka na niego w swojem więzieniu, że go przywołuje... Ale dlaczego tak milczy? — — Po nocach śniła mu się, tracąc rysy rzeczywiste coraz bardziej, ulotna jakaś, czasem drażniąca nerwy bolesną rozkoszą, urojoną zazdrością, to znowu żałobna i chora. A dlaczegoby ona naprawdę nie mogła być chora, skoro tak długo nie daje znać o sobie?
Po czterech tygodniach miotania się w za-
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/327
Ta strona została przepisana.
— 319 —