hotelu Żorża na kolacyę. Choć dużo zastali tam znajomych, usiedli przy osobnym stoliku. Hylzen kazał podać butelkę szampana.
Nie było już mowy o sprawach publicznych. Towarzysze wieczerzy zbliżyli się dużo ściślej na gruncie powiadomień o wspólnych znajomych. Dowiedział się tu Kazimierz po raz pierwszy o zaręczynach Aldony Budziszówny z Kmitą i uradował się niepomiernie.
— Myślałem, że pan na te zaręczyny przyjeżdża — rzekł Hylzen. — Wiem, że szukano pana po świecie, aby go zaprosić na 29 września, na zjazd do Wiszun.
— Bardzom za to wdzięczny państwu Budziszom, ale listu nie otrzymałem; kręciłem się wprawdzie dużo po kraju przez ten miesiąc.
— Pisano i do wuja pańskiego i osobno do pana.
Zanotowawszy z zadowoleniem tę wiadomość, Kazimierz począł krążyć pytaniami około Rarogów, aż obaj wzajemnie po sobie zauważyli, że zdążają ku rozmowie o pani Krystynie. Hylzen zachmurzył się, Rokszycki utracił nieco swobody; obu widocznie zelektryzował ten temat. Zaczął Hylzen:
— Od czasu jak pani Krystyna wyjechała z Rarogów...
— Wyjechała?! — przerwał Kazimierz zdumiony.
— Jakto? nie wie pan? Wyjechała z panną
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/332
Ta strona została przepisana.
— 324 —