Zubowską i z leśnikiem i dotychczas niewiadomo dokąd. Może Chmara i wie? ale milczą tam o niej, jak o wyklętej.
Wzruszenie Rokszyckiego zdradziła nagła bladość. Spostrzegłszy to, Hylzen smutno uśmiechnął się:
— Pomysł łatwy do wytłómaczenia: dusiła się oddawna w Rarogach. A teraz jakieś projekty pana Chmary, nie po jej myśli, wypędziły ją ostatecznie... Szkoda tylko, że wykonanie tej niby ucieczki takie było pośpieszne. Ma przecie przyjaciół, którzyby coś stosowniejszego doradzili.
— I niema śladu? — pytał Kazimierz, jakby powracając z dalekiej pogoni wyobraźnią za Krystyną.
— Zamieszkała gdzieś w naszej okolicy, gdyż nie pojechała koleją. Jednak nie u znajomych. To się wykryje wkrótce, tylko niepotrzebna legenda... Ja sam byłbym jej ofiarował u siebie mieszkanie z panną Zubowską, ale właśnie byłem w Mińszczyźnie, gdy to się stało.
Kazimierz zerwał się nerwowo od stołu i znowu siadł. Ten jego niepokój wystarczył Hylzenowi za wyznanie. Rzekł, wpatrując się w młodzieńca uważnie:
— Widzę, że pana to zdarzenie obchodzi, jak nas tu wszystkich, przyjaciół pani Krystyny.
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/333
Ta strona została przepisana.
— 325 —