Od rana dnia następnego zaczął Kazimierz gorliwie poszukiwać wiadomości o Krystynie i o miejscu jej pobytu. Fedkowicz był w mieście. Odwiedził go Rokszycki i czule został przyjęty, ale, gdy od interesów przeszedł ostrożnie do nowin z Rarogów, oblicze krewnego Chmary oblekło się tajemniczem zgorszeniem. Pani Krystyna opuściła dom wspaniałomyślnego, najlepszego opiekuna, uciekła z leśnikiem Sidorkiewiczem.
— Uchowaj Boże! — wznosił Fedkowicz oczy i ręce do nieba, jakby modląc się, aby od niego i blizkich jemu odwrócił Bóg takie ciosy, czy takie kobiety.
Rokszycki nie wdał się w dyskusyę, tylko zapytał o miejsce zamieszkania Krystyny. Fedkowicz bardzo energicznie oświadczył, że nie wie, a dał do zrozumienia, że nikt i wiedzieć nie chce.
Od paru jeszcze osób usłyszał Kazimierz