Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/344

Ta strona została przepisana.
—   336   —

lecz pojednawczo spoglądał na perorującego wuja.
— Patrz na mnie! mówił dalej pan Apolinary. — Ja się wprawdzie nie żenię, ani przędę; nie robię wszystkiego naraz. Ale, co robię, to mocno. Nie zauważyłeś pewno, bo masz co innego w głowie, jaki się tu zrobił ruch z mojego natchnienia... w gazetach? Mógłbym ci pokazać — no nie twoja specyalność — rozumiem. Ale z pouczającej wędrówki, którą odbyłeś i odbywasz jeszcze ze mną, skorzystaj przynajmniej dla poznania ludzi. Ja ich grupuję, popycham, gdzie należy, zwalczam, jeżeli potrzeba; ty przynajmniej patrz się na mnie...
Kazimierz pozostawił pana Apolinarego w wątpliwości, czy, milcząc, skłania głowę przed grzmiącą powagą wuja, czy myśli zgoła o czem innem.
W godzinę potem Rokszycki wyjechał cicho, bez pożegnania.
— Nic z niego nie będzie — zawyrokował Budzisz.