usiłowania... w celach... dla jakiejś przyszłości.
Kazimierz, który mówił łatwo, nie znalazł stosowanego wyrazu. Znowu słowo »przyszłość«, wielkie, odurzające, ale nieokreślone, stanęło w poprzek swobodnemu porozumieniu.
Krystyna potrząsnęła głową, odgarniając nawał myśli.
— Nie wiem, doprawdy, gdzie się podział ksiądz Antoni. Był tu niedawno i miał zaraz powrócić. Poszukajmy go, bo przecie pan musi zaraz go poznać.
Poszukali księdza w domu, ale go tam nie było.
Spotkali tylko pannę Zubowską, z którą przywitanie zajęło kilka minut. Piotr, przedstawiony Kazimierzowi, jako brat Jurka, oznajmił, że dobrodziej nie będzie dzisiaj na wieczerzy we dworku, gdyż obiecał być u księdza dziekana. Pierwszy raz to się zdarzyło od przyjazdu Krystyny.
— Chodźmy do niego; dzisiaj koniecznie musi go pan poznać.
— Pójdę, gdzie tylko pani rozkaże.
Poszli więc tą samą ulicą niebrukowaną, którą Kazimierz przebył niedawno w odwrotnym kierunku. Osychała już po deszczu, założona przerywanym pomostem ostrych cieniów od drzew i domów, gdyż zniżone słońce świeciło jaskrawo. Para młodych piękna,
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/352
Ta strona została przepisana.
— 344 —