nego przewrotu całego dworu, a zwłaszcza do zaopatrzenia kuchni i śpiżarni.
— Wydasz, braciszku, roczny dochód na przyjęcie — mówił do Hieronima. — Raz w życiu zdobyłeś się na córkę, raz też zdobędziesz się na wesele, odpowiedne splendorowi domu. A oszczędzasz przytem bankiet, który nam winieneś na świętego Hieronima. Dwie pieczenie na jednym rożnie! Tylko już pozwól, że ja je upiekę.
— A rób sobie, kochany, jak wiesz — godził się pan Hieronim, uradowany, że znalazł tak zapalonego wyręczyciela.
Pani Budziszowa, gospodyni przezorna i gościnna, choć ciężka, rada też była z gorliwej pomocy pana Gotarda, zwłaszcza, że Aldonkę zwolnić należało od kłopotów domowych w tej epoce dla niej przedewszystkiem świątecznej; narzeczony jej, Stanisław Kmita, znajdował się już kilka dni przed ogólnym zjazdem w Wiszunach.
Zjeżdżano licznie z dalszych stron już 29 września, na dzień kontraktowy świętego Michała; jeszcze tłumniej nazajutrz, na świętego Hieronima. Powozy, bryczki i szarabany przejeżdżały pod łukiem powitalnym, ozdobnie na kasztanach urządzonym, trafiały na owacyjne przyjęcie od podjazdu dworu i na wymówki, że tak późno, lub że brakło kogoś z rodziny przyjeżdżających.
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/368
Ta strona została przepisana.
— 360 —