— Ja taki myślę, że pana bardziej bawią ludzie, niż obchodzą?..
Kazimierz spoważniał:
— Myli się pani, panno Aldono. W Wiszunach doznałem tak łaskawego przyjęcia, żem głęboko zachował je w pamięci. Proszę wierzyć, że jestem państw u serdecznie oddany.
— Trzeba wierzyć panu — odrzekła Aldona nieco romantycznie.
Zbliżył się dość obcesowo do rozmawiających Stanisław Kmita, czarno opięty na smukłej postaci, z bujną falą ciemnych włosów nad rumianą twarzą, orderowego kwiatka od Aldony kawaler, i spojrzał najprzód w obce oczy Kazimierza, potem na trochę przybladłą twarz narzeczonej, jakby zapytując, jaka ma być jego interwencya, zbrojna czy pokojowa? Aldona oparła się o jego ramię ostentacyjnie:
— Pójdźmy nad jezioro. Proszę z nami, panie Rokszycki.
Kazimierz jednak wymówił się pozorem, że jeszcze nie ze wszystkimi się przywitał, i zaraz miał okazyę uradowania się, że pozostał. Nie zauważył nowego przyjazdu, a może umyślnie pani Krystyna z panną Zubowską zajechała cicho gdzieś do bocznych drzwi dworu.
Wchodziła teraz do głównego salonu, ubrana ciemno i skromnie, przy boku gospodyni domu, ale i tak sprawiła aż nadto wielkie wrażenie.
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/377
Ta strona została przepisana.
— 369 —