Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/383

Ta strona została przepisana.
—   375   —

przed panem Budziszem, i wywołał ogólną owacyę.
Z innego zupełnie moździerza wypalił pan Apolinary wiwat Eustachemu Chmarze. Nabił co się tylko zmieściło: skojarzenie stronnictw, wpólnictwo celów, zespół tradycyi z demokratyzacyą, domieszał nawet kroplę rozrzedzonej litewskości, połączył to wszystko ognistym prądem i zapalił jednym wybuchem. Co to jednak tradycya parlamentarna! Dziękował Chmara ujęty, dziękowali wszyscy za wstrząśnienie atmosfery radosnym grzmotem.
Gwar wzmagał się, miły politykom, już wystrzelonym, i niepolitycznym sybarytom, gwar życia, rozgrzanego przez dobrą chwilę. Rozpierały się rozkosznie grzbiety starszych; paliły się oczy młodzieży obu płci do siebie nawzajem; puszczały obręcze trosk publicznych i prywatnych; rosło ciągle wesele ogarniające.
Jednak Jan Miłaknis gotował w skupionem milczeniu stosowną odpowiedź na toast, do niego zwrócony. Wstał nareszcie, zgarnął w tył płowe, oporne włosy na głowie, i zaczął mówić głosem rwanym, przeszywając zgromadzenie wzrokiem gorączkowym, nie zatrzymującym się na żadnej osobie:
— Panowie raczyli pić za zdrowie nas, chłopów. My, chłopi, pijemy za zdrowie panów, bo wierzymy, że mówicie czystem ser-