Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/423

Ta strona została przepisana.




XXIX.

Zasypiała piękna Litwa, stygła pod wiatrem coraz chłodniejszym, zdzierającym liście; ścinały się jej wody kryształowym zamrozem, który ustępował jeszcze za dnia wzburzonym, mętnym falom jezior, ale na noc zaciągał się znowu. Wkrótce już nie ustąpi. Ściągała drobna zwierzyna z pól do zaciszniejszych gąszczów, uciekając od zimna i słoty, pomimo grozy wnętrza puszczy, gdzie wilki i lisy, przebrane już w swe zimowe futra, przechadzały się, żarłoczne i harde, czując blizki karnawał. Krążył gdzieś podobno samotny, senny niedźwiedź, w poszukiwaniu legowiska; szybkie łosie zbijały się w stada solidarne; nieszkodliwy, ale i niezależny borsuk dreptał pojedynkiem, udając niedźwiedzia.
Ludzie wiejscy po zbiorach i siewach przeciągali spracowane ramiona, gospodynie suszyły ryby i grzyby, wędziły jałowcowym dymem mocno solone mięso świń i gęsi w ko-