Tutaj schwytana została przeze mnie na gorącym uczynku — dodał Kazimierz. — Plenipotent księżnej, mający też i pełnomocnictwo Chmary, traktował poprostu z Jeremiejewem o nabycie kontraktu za podwójną cenę kupna. Na szczęście jednak Jeremiejew nie zgodził się, żądał więcej. Ja tymczasem przyjechałem, znając już ocenę Marczaka — i dobiłem targu.
— Ileż to wyniosło? przecież mi powiesz? — spytała Krystyna.
— Sto tysięcy rubli, jeszcze trzy razy mniej, niż to warte!
Błogie zdumienie ogarnęło słuchaczów. Ksiądz Wyrwicz zdawał się niedowierzać.
— Ależ, panie Kazimierzu, taka suma! Czy pan zupełnie pewien tej oceny?
— Cenił Marczak, księże profesorze. Ten człowiek nie myli się wogóle, a tutaj cenił z największą ostrożnością.
— A ileż warta mniej więcej cała puszcza?
— Bez wycofania tego kontraktu — mało. Teraz staje się bogatym i ogromnym warsztatem dla kogoś, który to kocha, który chce...
— Dla nas — dokończyła Krystyna.
— Tak, dla nas, moja ty... W każdym razie niema już mowy o grożącej ruinie. A potężny pan Chmara mógł ją tak łatwo usunąć!
Kazimierz otwarcie i radośnie ogłaszał to wszystko. Gdy jednak wspomniał o Chmarze
Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/440
Ta strona została przepisana.
— 432 —