jeszcze dwiema świecami, czerwieniejącemi coraz bardziej od blasku dnia, który na niebo wstępował promienny. Krystyna wzrok utkwiła w górne szyby okna, wzrok jakby rozmodlony do wschodzącego światła. I rzekła gorącym szeptem:
— Auszra...
Ksiądz zrozumiał i, potakując głową, wzniósł ją także w górę, gonił oczyma złotoróżowe blaski na niebie. Ale, spostrzegłszy, że Kazimierz szuka wytłómaczenia, objaśnił:
— »Auszra« znaczy po litewsku: jutrznia.
— Ach tak?! Więc jutrznia nasza!
∗ ∗
∗ |
Religijny półmrok, pomimo wielu świateł zapalonych, panował w kaplicy świętego Kazimierza przy katedrze wileńskiej. Z czarnego marmuru ścian ośmiu srebrnych Jagiellonów spoglądało uroczyście na obrzęd, odbywający się przed ołtarzem, gdzie trumna świętego z ich familii, zawieszona wysoko, pływała w niebie jasnem, lekko w kunsztownej rzeźbie wyobrażonem. Z bardzo daleka, z sąsiedniej wielkiej nawy katedralnej, dopływał dźwięk organów tyle tylko, aby rozmarzyć modlitwy, płynące rytualnym szeptem w tej pięknej komnacie Bożej i narodowej, siostrze kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu. Mszę świętą odprawiał ksiądz Antoni Wyrwicz.