Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/52

Ta strona została przepisana.
—   44   —

jedziemy: mamy inne interesy. A jakże się to na świecie dzieje inaczej?
— Zapewne... Te małżeństwa z namysłu, mariages de raison, mają jednak w sobie coś brutalnego.
— Myślałem, żeś się trochę rozromansował?.. A jeszcze tutaj, w takim kraju! Oj, żebym to ja był w twoim wieku, w twoich warunkach!
— Ach taak? — zaśmiał się Kazimierz — więc ja wuja łapię na gorącym uczynku: wuj się zakochał w pannie Aldonie.
— Żart na bok, dobrodzieju mój. Tu się rzeczy układają — można po staremu powiedzieć: opatrznościowo. Tu jest więcej do zrobienia, niż myślisz, Kaziu. Ja jestem, jak mnie znasz, politykiem — prawda?
— No dobrze. Więc co?
— A ty, choć nie jesteś politykiem, masz przecie różne zadania, pragnienia społeczne, pokrewne z polityką?
— Nie rozumiem.
— Zaraz. Aldona — choć złote dziecko, już ja ci mówię — ma trochę przewróconą głowę tą kwestyą litewską...
— Aha, więc ją nawrócić?
— A nie co innego. Rozkochać, ujarzmić uczuciem — rozumiesz? — poślubić i nawrócić. A przytem zagarnąć we władanie duży szmat ziemi — dowiadywałem się w Wilnie: