Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/53

Ta strona została przepisana.
—   45   —

Wiszuny złote jabłko — i na tej ziemi urządzać jaką ci się spodoba akcyę społeczna. Oto co jabym uczynił na twojem miejscu!
— Ach, wuju, tyle wielkich zadań jest w tym kraju...
— No, a więc? Kazimierz nie odpowiedział, więc pan Apolinary dobrej nabrał otuchy o skutku swej przemowy.
Jechali dotąd krajem, jakby z inwokacyi »Pana Tadeusza«:
Śród »tych pól, malowanych zbożem rozmaitem...«
Kto jedzie kowieńskim łanem, a ma serce i pamięć, nie może nie szeptać wierszy Mickiewicza. U źródła jego natchnień te wonne wiersze mówi sama ziemia.
Spuszczali się stopniowo z łańcucha pagórków w kraj niższy, zarosły lasem. Ale droga wypadła im tylko brzegami, po groblach, rzuconych na rojsty i moczary. Przy schyłku dnia wonie wstawały z ziemi tak tęgie, że aż chwytające za mózg. To pachnęły czarne olsze z całej mocy, i świąteczne ziele tataraku, i korale Żórawin i pełne duru czarne »pijanice«, pokrywające leśne polany. A nade wszystko pachnęło nowe jezioro ciemne, z połyskami rdzawymi, podmywające jednym bokiem groblę, a przeciwległym dochodzące