Nasze siedziby wiejskie są, jak księgi, tak różne między sobą treścią, wiekiem, wreszcie formą zewnętrzną, że zaledwie można je zaliczyć do jednej kategoryi dzieł ludzkich. Parę mil drogi z Wiszun do Rarogów przenoszą podróżnego w zgoła odmienny świat i nastrój.
Wieczorem drugiego dnia pobytu w pałacu Eustachego Chmary dwaj Budziszowie i Rokszycki niknęli w liczbie około trzydziestu osób, zgromadzonych w salonach obszernych, typu miejskiego i międzynarodowego. Krążyło po nich kilkunastu mężczyzn różnego wieku, między nimi paru w mundurach, inni przeważnie we frakach. Były i panie w sukniach wieczorowych.
Pan Apolinary miał kilka powodów niezadowolenia. Popierwsze nie przywiózł z sobą fraka i figurował w czarnym surducie. Że elegancyę Korony salwował Kazimierz, któremu frak doskonałego kroju dodawał wiele powa-