z pozwoleniem, abym uczynił z nich użytek, nie wymieniając osoby. Muszę tylko nadmienić, że jest to ktoś wtajemniczony w stosunki dyplomatyczne międzynarodowe, a szczególniej angielskie. Mówiliśmy dość wyczerpująco o tem, czy Anglia miałaby swój interes w popieraniu naszych aspiracyi narodowych. Bo tak tylko można kwestyę stawiać. Liczyć na sprzyjanie nam czyjekolwiek z zasady etycznej byłoby chyba niewłaściwe. Otóż ten pan, przyznając oczywiście słuszność naszym wymaganiom, dowodzi, że w obecnej konstelacyi politycznej można uważać sprawę naszej autonomii za obojętną dla Anglii. Zapewnia przytem, że wzmianki dziennikarskie w przedmiocie popierania naszej sprawy u rządu rosyjskiego nie były nigdy insynuowane przez poważne sfery dyplomatyczne.
Wiadomość ważna i sprzeczna z wielu niedawno wyrażonemi nadziejami przyjęta została z dziwną obojętnością przez słuchaczów.
Odezwał się Kotulski:
— Wiemy już o tem.
Antoni Kostka zwrócił się do krewnego:
— Mówiłem ci, Władziu, że już o tem wiemy.
Mochnaczyński wpatrywał się w nerwowego mówcę z zimnym, nieodgadnionym spokojem.
Tylko pan Apolinary, który święcie wierzył w Anglię, zaczął ruszać wargami, ale widząc, że wszyscy przyjmują wiadomość milczeniem, przez solidarność nie odezwał się.
Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/118
Ta strona została przepisana.
— 114 —