Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/146

Ta strona została przepisana.
—   142   —

i zajął miejsce z rezygnacyą na krześle, w pobliżu starej »Strzechy«.
Pani Ostrzeszewska miała wielką twarz złowieszczą, jak ministeryalna »bumaga«, siwe obfite włosy uczesane piramidalnie, z dworską pretensyą, a wymowę jakąś urzędową, nawet gdy mówiła po polsku, chociaż zwykle używała języka francuskiego
Zrazu Kostka nie znalazł stosownego przedmiotu rozmowy, zacierał ręce, a pani Siecińska, aby wzbudzić jakąś akcyę, proponowała herbatę, podawała ciastka.
— Dziękuję ci, Maryniu, mam wszystko, czego mi potrzeba — rzekła pani Ostrzeszewska — zajmujcie się sobą, młodzi.
Odezwał się Heydenstein do Kostki:
— Tolu, czy wasza dzisiejsza próba ma być absolutną dyrektywą na przyszłe wybory?
— Ha, znowu polityka! przyszedłem tutaj, aby trochę od niej odpocząć — odpowiedział Kostka.
— Polityką się żyje, kochany hrabio; trudno od życia odpocząć, chyba kiedy się śpi — rzekła pani Ostrzeszewska, przysłuchując się z dumą swej wymowie. — Z hrabią Heydensteinem mówiliśmy właśnie, że trzeba koniecznie, aby między posłami znaleźli się tacy, którzy mają stosunki w Petersburgu, bo inaczej jakże porozumiecie się z rządem?
Kostka puścił się na drogę grzecznej ironii: