Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/160

Ta strona została przepisana.
—   156   —

pośrednim wysiłkiem budować będziemy odtąd szczęśliwość krainy, która oto leży przed nami rozłogiem...«
Mowę tę miał Budzisz na otwartem powietrzu, i z podwyższenia ukazywał zebranym rozległe pola i łąki. Porwał za sobą prawyborców i przeprowadził na wyborcę kandydata z mniejszej własności, Macieja Fizyka, którego potem, na zebraniu w mieście gubernialnem, obleczono w sukmanę poselską. Maciej Fizyk, służąc wojskowo na Kaukazie, ćwiczył się w języku państwowym, uchodził za znawcę stosunków agrarnych, i, jako przedsiębiorca robót ciesielskich, czynny był przy budowie szkół wiejskich. Liczono na niego przy dyskusyi o szkole i budżecie.
Lotem błyskawicy przeniósł się pan Apolinary na inne pole wyborcze, do miasta swego, gdzie już działał dawno i rozlicznie. Trzeba tam było obalić silnego kandydata, doktora Węzłowskiego, który, aczkolwiek istotny demokrata z pochodzenia i z przekonań, miał wadę niedopuszczalną, że nie należał ani do panującego, ani do żadnego stronnictwa. Choć człowiek dzielny, był na razie bez użytku, bo wybór jego na posła nie byłby ani tryumfem, ani kompromisem. Może nabytkiem dla koła polskiego?... Tak się to mówi. Jednem słowem, wybór jego nie był »wskazany«. Doktor Węzłowski miał jednak licznych popleczników między miejscowem obywatelstwem, któremu się