Budziszowi, błagając go »w imieniu ojczyzny«, aby dał się wybrać, Budzisz zaś tem samem zaklęciem przekonywał upatrzonego na posła rejenta. Tym czasem stronnicy Węzłowskiego w złowrogiem skupieniu oczekiwali swego tryumfu. Czem znowu strwożeni przeciwnicy Węzłowskiego, wobec chwiania się swoich dwóch kandydatów głównych, zestrzelili swe głosy na trzeciego aspiranta, w każdym razie przyzwoitego, posiadającego census, znajomość języka państwowego, no i przyszłość. Takim sposobem zadziwiona nieco Ojczyzna zyskała za przedstawiciela z pomienionego okręgu pana rejenta Pliszkę.
Podobnych zwycięztw po całym kraju było prawie tyle, ile okręgów. A że okręgów, jak wiadomo, liczba była ograniczona, wyliczyć łatwo, jaka część zasługi przypada na Apolinarego Budzisza, który własnoręcznie stworzył aż trzech posłów z różnych, że tak powiem, kruszców, ożywionych wszelako jednym duchem demokratycznym: Macieja Fizyka, rejenta Pliszkę i Antoniego hrabiego Kostkę!
Teraz dopiero, gdy pchnął ich na szerokie tory, zaczął im się ciekawie przyglądać i wróżyć z rozmaitych konstellacyi, co też ci przedstawiciele zdziałać będą w stanie.
— Udali mi się, czy się nie udali??... Dubium, dobrodzieju mój. Przyszłości nie przeniknie nawet członek komitetu.
Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/164
Ta strona została przepisana.
— 160 —