dne, z udziałem pań, literatów, artystów, przemysłowców, nawet wybitnych członków stanu robotniczego i włościańskiego. Na zebraniach takich poruszanoby lekko najcięższe kwestye, różne sfery poznawałyby się wzajemnie, tryskałyby pomysły, rodziłoby się światło. Mogłyby się odbywać w mieszkaniu pana Sartora. »Platforma«, dorastając tym sposobem do znaczenia ogniska pracy społecznej, potrzebowała też nowej instytucyi finansowej, służącej głównie jej celom. Stąd projekt domu komisowo-wkładowo okolicznościowego, utworzony przez pana Kolejkę, który oprócz kierownictwa banku brał na swe barki dział ekonomiczny w redakcyi »Platformy« i oświadczał się z gotowością urozmaicania zebrań redakcyjnych odczytami na byle jaki zadany temat, począwszy od podwójnej buchalteryi aż do naszych aspiracyi politycznych. Był bowiem, przy swem uzdolnieniu ekonomicznem, zarazem człowiekiem ogromnego polotu.
Oczywiście te wszystkie połączone plany wymagały milionów.
Właśnie biesiadnicy dogadali się do takiego wniosku. Pan Apolinary zpochmurniał i uczuł się m ałym wobec obu swych towarzyszów. Jakiż on mógł dać ekwiwalent w tej spółce równy udziałom tamtych? W dzienniku — taki pan Sartor! W banku — taki pan Kolejko! On, działacz jeszcze nie skrystalizowany, choć już zasłużony,
Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/34
Ta strona została przepisana.
— 30 —