Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/35

Ta strona została przepisana.
—   31   —

mógł najwyżej dać od czasu do czasu dobrą radę, — no i pieniądze. Ale ile? Skromne 30.000 rubli, cały jego kapitał ruchomy, byłyby zaledwie kroplą w morzu tych potrzeb krajowych. A przecie całości dać nie może, bo gdyby wszystko dyabli wzięli...
— Przejdziemy do salonu na kawę — rzekł pan Sartor, prostując swą postać ruchem atlety o stalowych mięśniach, chociaż był niewielkiego wzrostu i chuderlawy.
Duch taki mieszkał w tym mężu, że przerastał granice wątłego ciała.
Pan Kolejko rozwiązał płynnie serwetę z pod brody, jak bylejaką kwestyę, i okrągłym ruchem podał dziękczynną dłoń gospodarzowi.
— Mecenasie, za nasycenie potrzeb krajowych.
Oczy miał nader miłe, a głos pieszczotliwy, miodem i dowcipem płynący.
Pan Sartor chował swój dowcip na okazye donioślejsze. Uśmiechnął się z energią, która go nigdy nie opuszczała, nic nie odrzekł, tylko stalowym uściskiem zdruzgotał miękką rękę ekonomisty.
Najmniej okazale powstał pan Budzisz; krzesło bowiem z poręczami, w stylu nowożytnym, objęło go tak szczelnie, że nie chciało go opuścić. Chociaż nasz bohater wyzwolił się dość szybko z tego objęcia, baczny gospodarz zauważył wy-