Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/46

Ta strona została przepisana.
—   42   —

i ręką drżącą od wzruszeń i wysiłku tak zaczął list do żony:
— Ach! moja Tekluniu...[1]


  1. Rozdział ten, drukowany osobno w numerach »Tygodniku Ilustrowanym« z dnia 6 i 13 kwietnia r. 1907 wywołał parę wzmianek recenzyjnych, króre mi dowiodły, że źle zrozumiano mój pogląd na wspaniałą, w wysokim stylu udatną manifestacyę pochodu narodowego. Tutaj, w szeregu »Dni politycznych« mam nadzieję być pod tym względem trafniej oceniony. Apolinary Budzisz nie powinien nigdzie, nawet podczas szczytnych wzruszeń pochodu narodowego, zatracić swej indywidualnej odrębności. Kto ciekaw, mego osobistego wrażenia z pochodu, niech porówna Dodatek do niniejszej seryi »Dni politycznych«.