Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/57

Ta strona została przepisana.
—   53   —

— Demel...? Za młody i agitator. Tu potrzeba jakiejś firmowej powagi.
Ale powagi, które znał Budzisz, trudniły się tylko tłómaczeniem dzieł socyalistycznych z języków obcych i pisaniem proklamacyi.
Do skutecznej narady międzypartyjnej pożądany był też mąż parlamentarny, któryby przemawiał ogólnie przyjętą gamą wyrazów, nie obrażającą przeciwników. O takim polskim socyaliście Budzisz zgoła już nie słyszał. Obrońcy praw proletaryatu w mowach i pismach używali wyłącznie metody bombardowania.
Po długim namyśle nad wyborem przedstawiciela partyi skrajnych, działacz nasz zdecydował się nareszcie poprosić pana Sartora o zarekomendowanie odpowiedniej osobistości. Pan Sartor musi przecie znać dokładnie stronnictwo, do którego ma ciągłe interesy.
Lekkie pukanie do drzwi zamkniętych przer wało pracę umysłową pana Apolinarego. Nie od powiedział zrazu i namyślał się, czy otworzyć. Wieczór późny, czasy niespokojne — może jacyś zbieracze na cele partyjne? Jednak, gdy zapukano powtórnie, miękko i dyskretnie, Budzisz pomyślał, że może niewiasta... i głosem na wszelki wypadek groźnym zapytał:
— Kto tam?
— Dobrzy znajomi: Heydenstein i Szafraniec.