Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/80

Ta strona została przepisana.
—   76   —

stoi z założonemi rękami Sartor, który obrał sobie miejsce pod portretem jakiegoś polskiego wojownika; równy mu rycerską fantazyą, odróżnia się od niego nowożytnością. — Na skrajnej prawicy obok hrabiego Heydensteina i księdza Łupiny grupują się przedstawiciele »partyi spokoju«, rozgrzani aż do czerwoności. Zresztą różnorodność działaczy i temperamentów politycznych nie do opisania.
Po krótkiem zagajeniu pana Gwiazdowskiego, w którem bardzo podziwiano, obok lwiej głowy uczonego, słowa: »Zgoda to moc, a moc to czyn«, zabrał głos pan Mochnaczyński.
Biegły mówca dowiódł, że cel zebrania jest wyraźnie wytknięty przez zgodne pragnienia grup politycznych, prasy, inteligencyi i całego narodu. Wszyscy, jak mniema, są przekonani o konieczności deputacyi do Petersburga. W obecnym wichrze nadań i restytucyi deputacya zdoła skierować na naszą korzyść prądy dobrych chęci rządu. Chwila jest upatrzona. Informacye zebrane przez ludzi naszych, specyalnie wywiadem tym zajętych, brzmią zgodnie pod tym względem. Oto są depesze potwierdzające, a czekamy jeszcze na jedną, stanowczą. Nadto oczekiwany jest lada chwila przyjazd profesora Łokietka, który z Petersburga przywiezie najnowsze wiadomości u wszelkich źródeł władz zaczerpnięte.
Pan Feliks Kotulski przeczytał zebranym wspo-