skiej. Przypominał, że deputacya ma za cel główny szkołę polską, powinna ją zdobyć i z nią powrócić. Wątpił, aby ktokolwiek w Petersburgu mógł dać odrazu wszystko, czego my tu żądamy; a uzyskać tylko obietnicę, choćby od najpotężniejszej władzy — byłoby wynikiem bardzo średnim.
Chociaż zdanie p. Rokszyckiego poparł sam p. Mochnaczyński, zaniepokojony zbyt bujnem rozkrzewieniem rzuconego przez siebie ziarna, — obu ostatnich głosów słuchano z roztargnieniem, gdyż ogół zgromadzonych poczuł już nieuniknioną konieczność historyczną wypowiedzenia do krańców swych aspiracyi.
Poproszono ponownie p. Apolinarego Budzisza o sformułowanie wniosku, co też mówca w zwięzłych wyrazach uczynił.
Zarządzono głosowanie nad instrukcyą deputacyi, sformułowaną przez pana Budzisza, i wniosek przeszedł niemal jednomyślnie.
Znowu p. Budzisz poprosił o głos i zaproponował do uchwały poprawkę z dodatkiem, że »konstytuanta w Warszawie ma być wybrana przez powszechne, tajne, równe i bezpośrednie głosowanie«. Dodał jeszcze »dobrodzieju mój«, co wywołało uśmiech, niemniej przecież przejęło zapałem całą salę.
P. Mochnaczyński zapytał tylko, czy sprawiedliwość p. Budzisza sięga tak daleko, aby i ko-
Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/88
Ta strona została przepisana.
— 84 —