Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/99

Ta strona została przepisana.
—   95   —

zumiejąc wypadków. I stało się, że paru z ich starszyzny podniosło głos za dobrem ogółu tej ziemi mieszkańców. Ale znając i widząc ich milion, paru mężom naród nie ufał, plemieńcy zaś ich się wyparli.
Tak — mamy swój czarny milion. Dobrze mówił ten pan z kawiarni.
Henryk Demel mieszkał przy ulicy Twardej, w brudno-żółtym budynku, który choć nie mógł pochodzić z wcześniejszej epoki, niż druga połowa XIX wieku, wydawał się już pomnikiem zamierzchłym. Dom ten, w stylu berlińsko-hebrajskim, należy i dzisiaj do spadkobierców Nuchima Lichtenbauma. Na trzeciem piętrze w podwórzu Demel zajmuje pokój przy korytarzu, cuchnącym od umieszczonego w pobliżu starodawnego zlewu. W pokoju przyległym mieszka towarzyszka Ola. Pokój męski jest pracownią, mocno zadymioną, z wielkim piecem kuchennym pod okapem, zawsze zimnym i widocznie przeznaczonym na skład różnych cięższych i lżejszych przedmiotów niecenzuralnych. Umeblowanie zaledwie odpowiada najpierwotniejszym potrzebom. Przeciwnie — sąsiedni pokój kobiecy posiada firanki i parawan haftowany, meble proste, ale czyste, i pachnie nawet przyjemnie. Ten pokój bywa bawialnią, jadalnią, i czasem nawet salą obrad.
Usłyszawszy umówione pukanie w ścianę, Ola pobiegła do drzwi zamkniętych. Zapukano pono-